Reakcyjno-liberalny pamflet

dnia

Czytam Nowe Oświecenie Stevena Pinkera. Tym co uderza jest wymazanie przez niego całej lewicowej tradycji związanej i wywodzącej się z Oświecenia. Tradycja oświeceniowa jest sprowadzona do dość wąsko rozumianej tradycji liberalnej. Pinker broni zasadniczo neoliberalno-technokratycznej wizji rzeczywistość i ideologicznie próbuje sprowadzić do niej całość dziedzictwa myśli oświeceniowej. Aby to uczynić dokonuje dość mało eleganckich uproszczeń interpretacyjnych czy zgoła przekłamań.

Sprawdźmy jak to działa na przykładzie:

W tym zestawieniu nazwisk Pinker dokonuje dość ciekawego zabiegu. Miesza myślicieli z różnych epok, twórców bardzo odległych od siebie ideologicznie i opatruje ich jedną miarą – proroków zagłady. Mogę się zgodzić, że Heidegger, Nietzsche, częściowo Adorno mogą być opatrzeni takim epitetem, sam o tym wielokrotnie pisałem. Ale czemu „załapali się” na listę pozostali? Michel Foucault jest owszem myślicielem niejednoznacznym, jego analizy przy pewnych interpretacjach dostarczają amunicji antynowoczesnym i antyoświeceniowym krytykom. Tyle tylko, że ten sam Foucault w swej późnej twórczości wprost deklaruje przywiązanie do Oświecenia.

Ok, nie jest to może najbardziej entuzjastyczny „powrót” do myśli Oświecenia jaki można sobie wyobrazić, ale nie można też oskarżyć tu Foucault o antyoświeceniową tyradę. Ale dobrze, przyznajmy częściowo Pinkerowi rację, Foucault, znany ze swego zauroczenia rewolucją islamską w Iranie może faktycznie pozostaje postacią dwuznaczną. Ponadto niektóre wątki krytyki państwa w wykonaniu Foucault też dziś brzmią więcej niż dwuznacznie.

Przyjrzyjmy się zatem kolejnej z wymienionych postaci – Franzowi Fanonowi. O to cytat z najbardziej jego znanej wydanej w oryginale w 1961 roku książki „Wyklęty lud ziemi”:


Czy aby na pewno Fanon jest tutaj „prorokiem zagłady”, pesymistą? Wydaje się po latach, że był raczej w tym cytacie nadmiernym optymistą, spalał się w performatywnej obietnicy lepszego świata.

Dlaczego zatem trafił wraz z innymi na „oślą ławkę”? Cóż odpowiedź jest banalnie prosta, Steven Pinker aby obronić swoje zawłaszczenie oświeceniowego dziedzictwa musi wymazać i unieważnić wszelkie lewicowe wizje postępu. Takie, które pokazują, że ideały równości, braterstwa/siostrzeństwa i wolności jak pieczone gołąbki nie wlecą same do gąbki, tylko musimy o nie zawalczyć. Co więcej walczyć musimy często z tymi, których Pinker wybrał sobie jako liberalne totemy, którym w książce składa pokłon.

W takiej wypartej przez Pinkera wizji Oświecenia, nie jest ono jedynie realizacją wigowskiej mitu historycznego, wedle której historia nieuchronnie wypełni się realizując anglosaski model demokracji liberalnej w jej przymierzu z kapitalizmem.

Reakcyjni liberałowie pokroju Pinkera nie lubią konkurencji, ale jeszcze bardziej nie cierpią aby ich obchodzić z „lewa”. Pinker podobnie jak Dawkins strojąc się w szatki „nowego ateisty” chętnie świeci światłem „postępowca” na tle religijnych fundamentalistów. Tyle tylko, że jak zapytać o gender, równość ekonomiczną, kwestie rasowe, okazuje się, zaskakująco blisko postaci takich jak Petterson.

I właśnie po to aby się od nich odróżnić, Pinker potrzebuje zabiegu w którym nazistowski rektor Heidegger staje w jednym szeregu z rewolucyjnym humanistą Frantzem Fanonem.

Dodaj komentarz