Prometeizm tak. Tankizm nie.

dnia

Zacznę od deklaracji – jestem zwolennikiem prometeizmu. Zmęczyłem się narracjami o kryzysie, końcu, zniszczeniu globu. Nie szukam zbawienia w ruinach, nie widzę nic postępowego w posthumanistyczno-postmodernistycznym brataniu się z pozaludzkim Innobytem.

Jako dialektyk doceniam post humanistyczną krytykę, ale tylko jako moment przejściowy, zwrócenie uwagi na ekscesy nowoczesności, podmiotu, nauki i techniki. Tak, taka krytyka jest potrzebna, gdy podmiot się zbyt porozpycha, zawłaszczy, zniszczy. Jednak nie można jej „zamrozić”, spowodować, że przestaniemy myśleć dialektycznie.

Praca dialektyki to nieustanne mediowanie między podmiotem (człowiekiem, społeczeństwem) a innobytem (tym co poza ludzkie). Rozwój nowoczesności kojarzy się z wychyleniem wahadła w stronę podmiotową. Krytycy w stylu Heideggera wrzucając do jednego garnka rozwój naukowy, techniczny, kapitalizm, Oświecenie wskazują, że stanowią one „zło podstawowe”. Taką drogą szedł też Adorno i Horkheimer. Ich krytyka była przesadna, a dziś jest niebezpieczna i reakcyjna.

Ale w jednym mieli rację – warto pamiętać o momencie negatywnym. Oprócz pozytywnej pracy dialektycznej (praca podmiotu na rzecz samookreślenia się w relacji ze światem/Innobytem), warto też upomnieć się o Innobyt, to co, pozapodmiotowe. Mądrzejsi dzięki refleksji ekologicznej, wiemy, że choćby z egoistycznego punktu widzenia warto monitorować nasze działania, warto się powściągać, przyglądać. Tak, dialektyka negatywna może być pożyteczna.

Tyle tylko, że dawkować ją trzeba ostrożnie, jak lekarstwo. Nadmiar krytyki może zaszkodzić. Osłabi naszą podmiotową możliwość samo ustanawiania się. Epidemia COVID pokazała jasno, że problemem nie był nadmiar podmiotowego sprawstwa, ale bezradność wobec wirusa i śmierci. Zabrakło prometejskiej krzepy aby zapobiec wielu śmierciom. Na całe szczęście wystarczyło jej na tyle, aby dzięki szczepieniom epidemie w jakimś stopniu zdusić.

Tak prometeizm jest mi bliski, sympatyzuje z projektem polityki akceleracjonistycznej oraz z w pełni zautomatyzowanym luksusowym komunizmem. Przyszłość powinna wyznaczać śmiała wizja zapewnienia maksymalnej liczbie osób tego, co najlepsze. Blisko mi do wizji muskularnego, śmiałego welfare state, które szkicuje Tomasz Kozak:

Projekt prometejski wymaga odwagi oraz nowej wyobraźni. Nie uruchomimy czynów, gdy pętać nas będzie uwiąd wizji, skazujący nas na biadolenie z wnętrza nieprzekraczalnej bańki kapitalistycznego realizmu.

Jest jednak jeszcze jedna wielka przeszkoda o której chcę odrobinę więcej napisać. Jest nią celebrowanie dawnej, minionej chwały realnych socjalizmów i komunizmów. Złudzenie, że czerwona flaga, zaśpiewanie Międzynarodówki jest realną zmianą.

Taka nostalgia nie jest dialektyczna, to nie działanie podmiotu w przepracowywaniu i pokonywania oporu ze strony innobytu (świata, tego, co poza podmiotowe). Nic tu się dialektycznie nie dzieje. Co gorsza, taka nostalgia często przyjmuje karykaturalną formę tankizmu (w wersji polskiej dźwigizmu). Tankies uprawiają stalinowską przebierankę, paradując z sierpem i młotem w historycznych rekonstrukcjach. To nic innego niż forma konserwatyzmu:

Tu jednak warto poczynić jedną uwagę. Krytyka stalinowskich przebierańców nie musi oznaczać prostego sojuszu z antykomunizmem. Czym innym jest bowiem ocena realnych socjalizmów i komunizmów a czym innym ocena tych, co kilkadziesiąt lat po upadku ZSRR i Bloku Wschodniego pudrują trupa.

W czasie Zimnej Wojny wiele osób szło na daleko posunięte kompromisy w imię realizmu politycznego. Najlepiej to wyraża słynny cytat z Krońskiego:

Tak, w czasie gdy w USA był apartheid, w RFN naziści całkiem sprawnie wtopili się w społeczeństwo, gdy imperializm i kolonializm wciąż miały się świetnie, realizm polityczny mógł podsunąć myśl o „mniejszym źle”. Kroński w powyższym cytacie jest w pełni świadomy tego, że idzie na trudny i niebezpieczny kompromis.

Realne socjalizmy/komunizmy kosztowały myśl lewicową wiele. Autorytarne państwa policyjne, militaryzm, maczyzm partyjnych dygnitarzy, klasowa struktura w której nomenklatura pełni rolę właścicieli, zatrucie społeczeństw strachem i podejrzliwością. To, po stronie „winien” – koszty tych trudnych sojuszy. Tyle tylko, że po stronie „ma” mieliśmy dekolonizację, emancypację milionów ludzi od upadlającej biedy, ogromny rozwój nauki, bezprecedensowy rozwój dużej części globu. Nie da się tego łatwo wrzucić do kosza z napisem „Czarna księga komunizmu”. W tym sensie jestem anty-antykomunistą.

To jednak tym bardziej pokazuje absurd bycia „tankie/dźwigiem” dziś. Stalinowska przebieranka kultywuje to co najgorsze, zapominając, że było to złem koniecznym. To nie o nie miało iść. One miały tylko dać szansę zbudować szkoły, obdzielić szczepionkami całą ludność, dać buty, światło i ciepło milionom. „Sowieckie kolby” z cytatu Krońskiego były igraniem z tolkienowskim pierścieniem władzy. Grą w której dostawało się chwilową sprawczość kosztem utraty wolności. Lewica światowa ryzykując sporo ugrała, ale ostatecznie przegrała.

Tankistowska przebieranka stalinowska jest dziś zaprzeczeniem tego, co głosi cytat Krońskiego, czyli politycznego realizmu. Realne komunizmy/socjalizmy przegrały. I teraz już nie miejsce aby wnikać czy „na własne życzenie” (korupcja aparatu partyjnego, uwiąd ideologiczny, zawalenie się pod ciężarem błędów) czy w wyniku knowań sił reakcji. Przegrani już nie są ofertą na stole. Realizm polityczny, który bywa, że domaga się trudnych kompromisów i sojuszy (to te „sowieckie kolby” Krońskiego) wymaga rozpoznania układu realnych sił i sojuszy.

Prometeizm, może będzie wymagał trudnych wyborów, kompromisów, sojuszy. Tylko realistyczny prometeizm wie, że nie uzyska siły z tego co martwe.

p.s. Jeżeli ktoś się jeszcze nie domyślił, notka jest komentarzem do wojny w Ukrainie i tych stalinowskich przebierańców (krajowych i zagranicznych), którzy w imię swojej nostalgii poparli reakcyjne twory jakim są (były?) tzw. Republiki Ludowe – Ługańska i Doniecka, oraz generalnie widzą w neocarze Putinie wskrzesiciela ZSRR.

Dodaj komentarz