Nauka jako kult cargo

dnia

Wszyscy pamiętamy aferę Sokala. Jakie to było straszne zamieszanie gdy fizyk wykazał podobno, że humaniści i społeczniaki to szkodliwa relatywistyczna zaraza. Dzięki linkowi na fb przeczytałem (niestety) kolejny wywiad z Bogusławem Pawłowskim, ta fascynująca rozmowa nosiła tytuł „Dlaczego Polka łatwiej niż Polak znajduje w Wielkiej Brytanii partnera?”

 Mama nadzieję, że Ci którzy tak ochoczo kibicowali Sokalowi, teraz przyłącza się i skrytykują równie ochoczo  głupoty, które wygaduje Bogusław Pawłowski. To co uprawia nasz psycholog ewolucyjny można określić jako „nauka spod znaku kultu cargo” (określenie Richarda Feynmana). Wersja polska wykładu tutaj od strony 260/261. Jak widać też miałem fizyka i nie wahałem się go użyć.

Nad Pawłowskim znęcał się już MRW, robił to też Andsol. Ten ostatni zaliczył błędnie Pawłowskiego do humanistów, co dość ciekawie pokazuje „naukawy” status cargo-nauki uprawianej przez naszego ewolucyjnego specjalistę.

Wywiad z Pawłowskim za 5 dni zniknie za paywallem w otchłani systemu Piano, dlatego wrzucę  fragmenty:

Prof. Pawłowski: Intuicyjnie już czujemy, że tak właśnie jest, wiele osób mówi „kobiecie jest łatwiej”. Funkcjonują stereotypy „bo Polki są piękne”. Oczywiście, że są, ale z tą urodą to tylko część prawdy. Przecież podobnie się dzieje gdy imigrantkami nie są nasze rodaczki i rodacy. Jedno z potencjalnych wyjaśnień tej zagadki możemy chyba już znaleźć w naszej ewolucji. Kobieta, podobnie jak szympansica, jest egzogamiczna: oznacza to, że to ona opuszcza rodzinę czy grupę, aby iść do mężczyzny. Ma to odzwierciedlenie nawet w języku : kobieta przecież „wychodzi” za mąż, a mężczyzna „bierze” żonę.

I jak rozumiem Pawłowski pominął takie banały jak Unia Europejska, otwarcie granic, nierówności ekonomiczne, rozwój kapitalizmu, polskie przygody z „żelazną kurtyną” etc. Pawłowskiemu udało się też wyciąć czarowne i aksamitne reformy Balcerowicza, tylko przez pełną złych intencji Naomi Klein nazywane „doktryną szoku”. Jak dla mnie bomba – wystarczy powiedzieć coś z dodatkiem słowa ewolucja oraz szympans(ica) i już możecie uprawiać cargo-naukę. Nie musicie przy tym znać się na ekonomii, historii, polityce, stosunkach etnicznych, społecznych rolach płciowych. Nie trzeba rozumieć czym są zależności centrów i peryferii we współczesnym kapitalizmie. Można będąc profesorem skrywać się za zasłoną „hard science” i snuć sobie gawędy spod budki z piwem.

Kolejny przykład z naszego cargo-naukowca:

Uroda mężczyzny ma dużo mniejsze znaczenie. Aby był odbierany jako atrakcyjny, powinien mieć na przykład poczucie humoru, być inteligentny i mieć odpowiednią pozycję społeczną i wynikający z niej status materialny.

A ciekawe z którego grubego paluch ssie tym razem nasz specjalista, może on nigdy nie spoglądał na męskie pośladki, nie sprawdzał jak twarde są ich łydki, nie wąchał ich zapachu, zaręczam naszego profesora, że są takie i tacy którzy to robią. Pawłowski nie rozumie, że  jego problem z odwróceniem kierunku spojrzenia i trudności z wyobrażeniem sobie tego, że mężczyźni mogą być poddani tyranii wzroku wynika z jego własnej niewiedzy.

Kolejny cytat to przykład nauki uprawianej na podstawie kreskówki Flinstonowie:

Kobieta wiele inwestuje w sensie biologicznym – to kwestia czasu, którego ma mniej na reprodukcję niż mężczyzna czy energii i czasu, które musi włożyć w kolejne ciąże i w karmienie piersią, że nie wspomnę o jej dużym zaangażowaniu w opiekowanie się dziećmi On do wspólnego domu wnosi poczucie bezpieczeństwa oraz zasoby zarówno niezbędne partnerce, której wymogi energetyczne są znacznie większe w ciąży i gdy karmi, ale też niezbędne dla rozwoju ich dziecka czy dzieci.

Cytat ten bazuje na klasycznym argumencie dowołującym się do zasady Batemana. Nad Batemanem i jego niechlujnym doświadczeniem z muszkami owocówkami znęcała się biolożka Zuleyma Tang-Martinez. Jeżeli chcecie poczytać proszę udać się tutaj.

Na koniec drobiazg zupełny Pawłowski w pewnym momencie zaczyna mówić jak Magdalena Środa i nie jest to komplement:

Kobiety, a to też wynika z biologii, są mniej agresywne i łagodzą obyczaje. W ciągle patriarchalnym społeczeństwie, w którym jesteśmy zarówno, my jak i Brytyjczycy, to często mężczyzna zaprasza do towarzystwa. Jedna kobieta więcej w grupie towarzyskiej to dla niego żaden kłopot, dodatkowy mężczyzna – a po co?

No dobrze, można by tak dłużej, brak mi jednak cierpliwości. Jeżeli ktoś myśli, że atakuję naukę a w szczególności biologię grubo się myli. Staram się bronić nauki w świecie, który coraz bardziej odczarowuje jej status.

 Bogusław Pawłowski, ten nasz polski Satoshi Kanazawa (mistrz cargo-nauki) uprawia coś co Meinglanz trafnie nazwał „riserczem psychoewolucyjnym”. A o tym czym się rożni nauka od nauki-cargo świetnie pokazała Sporothrix w na przykład w tej notce.
Pawłowski jest szkodliwy, uprawiając cargo-naukę rozmywa i zaciemnia to co w nauce jest najważniejsze, co stanowi jej sedno. Tym jest laboratorium jako symbol metodycznego, analitycznego poznania świata. Pawłowski nie pokazuje tego oblicza nauki. Wywiady takie jak ten sugerują, że nauka to „poglądy” i „teorie” a nie laboratoria, żmudne obliczenia, zespoły badawcze, pieniądze, urządzenia, etc. Gdy naukę sprowadzimy do bajania i poglądów to lądujemy tam gdzie altmed i Otchłań.

Pamiętać jednak trzeba, że samo laboratorium i sprzęt nie broni nas jednak przed kultem cargo, którym otaczamy maszyny, które robią „ping”:

24 Komentarze Dodaj własny

  1. mdh pisze:

    Panie Redaktorze, a nie lepiej byłoby zapoznać się z tym wykładem Feynmana przed napisaniem notki? Bo teraz to piękny, wprost godny wprost mistrzowskiej ekwilibrystyki strzał w kolano. ;)

    1. fronesis pisze:

      @mdh
      Wiedziałem, że przyjdziesz skomentować i zaręczam Cię przeczytałem wykład Feynmana, ba nawet całą książkę. Teraz na spokojnie napisz dlaczego Feynmanowska krytyka kolesi, którzy niechlujnie prowadza badania i używają ściemnionych odwołań do pseudoeksperymentów nie pasuje do przypadku Pawłowskiego.

  2. Inzmru pisze:

    Piszesz o „budce z piwem”, ale niestety to są opowieści spod watercoolera (lub demotywatora). To są takie prawdunie, które są bardzo sprawnymi memami. Trafiają w konserwatywne uprzedzenia, przez co stają się z założenia prawdzie. Ciężar dowodu (podczas rozprzestrzeniania się tych memów) prawie zawsze leży na krytyku prawduń. Co samo w sobie jest fascynującym zjawiskiem. Ponieważ taka krytyka jest trudna (wymaga przygotowania do debunkingu), a replikacja memu łatwa (as in: „amerykańscy naukowcy odkryli”), to prawie nigdy nie zachodzi. Albo się zgadzasz, albo milczysz.

    1. fronesis pisze:

      @inzmru
      Masz rację, ja niestety jestem zbyt mało cierpliwy i pracowity, żeby taki debunkizm dobrze robić. Ciągle chodzi mi po głowie napisanie książki o psycho-ewo ale oczywiście brak czasu. Szlendakizm i Pawłowskizm to dobre strategie na karierę na styku nauki i mediów, łatwo udziela się takich schlebiających praduniom wywiadów

      1. Inzmru pisze:

        Problem jest o tyle szeroki, że każdy jest zbyt mało cierpliwy i pracowity. To są ugory nie do zaorania. Typowy scenariusz wygląda tak, że ktoś rzuca taką wyczytaną u Pawłowskiego (autorytet naukowy: check) prawdunię opartą na nadużyciu wyobraźni (zabawna historyjka o jaskini na sawannie: checked) i ktoś kto wie, że to bulszit musi wszyskim popsuć humor. Musi zniszczyć radosny nastrój dowcipu. Więc kiedy już to robi, jest od niego wymagane, by miał naprawdę mocne argumenty. Nie żarciki i prawdunie, ale twarde papiery. A te są nudne, więc nikt ich nie słucha. Dodatkowo taka konfrontacyjna krytyka z zupełnie niepojętych dla mnie powodów utożsamiana jest z cenzurą. A reakcją na „zamykanie ust” jest dążenie do tego, żeby wszystkie strony się na równi wypowiedziały. Nie jest to odbierane jako obrona (tych Feynmannowskich) pryncypiów uczciwości (których niespełnienie powinno właśnie zamykać usta obojętnie od tego co chiałyby powiedzieć), ale równorzędna opinia, słowo przeciwko słowu.

        To jest niestety wspólczesny schemat odbioru nauki: ciężar dowodu zostaje zdjęty z dowcipnych.

  3. mdh pisze:

    Bo to psychologia/socjologia czyli to taka nauka wink, wink.
    A zarzut jest jeden, konkretny i krótki.
    napisałeś tak:

    „Wywiady takie jak ten sugerują, że nauka to “poglądy” i “teorie” a nie laboratoria, żmudne obliczenia, zespoły badawcze, pieniądze, urządzenia, etc.”

    Tyle, że gdybyś przeczytał ten wykład Feynmana, że zobaczyłby, że takie postawienie sprawy, że o te żmudne obliczenia, zespoły chodzi to jest esencją kultu cargo w nauce.
    Wg Feynmana ważne jest tylko trzymanie się określonych zasad postępowania, mówi on o konkretnym „typie rzetelności, który nie polega tylko na tym, żeby niekłamać, ale żeby samemu próbować podważać swoje hipotezy”. Nic więcej nic mniej, jakieś bajanie o labolatoriach jest zbędne.
    Co sugeruje, że ablo nie przeczytałeś albo nie zrozumiałeś.

    1. fronesis pisze:

      Jak byś przeczytał ze zrozumieniem wykład Feynmana to byś zauważył bardzo długi opis doświadczenia ze szczurami. Zgadnij po co się ten fragment tam znalazł?

    2. Inzmru pisze:

      Chyba jednak ty nie przeczytałeś. Znajdź sobie fragment o doświadczeniu ze szczurami i piaskiem na podłodze, a potem skumaj dlaczego się Feynmanowi podobało (no dobra sam ci powiem: bo było dobrze laboratoryjnie przeprowadzone).

  4. fronesis pisze:

    @mdh
    W ogóle w całej książce Feynman co chwilę akcentuje swoje przywiązanie do bardzo praktycznych, zgoła rzemieślniczych umiejętności. Manipulowanie rzeczywistością materialną, rozwiązywanie zagadek i zabawa „artefaktami” technicznymi (np. sejfami) to jeden z ciągle pojawiających się motywów całej książki.

  5. mdh pisze:

    Od przekonywania są cytaty, a nie zgadywanki. Krótka piłka. Podaj cytat, że Feynmanowi rzeczywiście chodzi o „laboratoria, żmudne obliczenia, zespoły badawcze, pieniądze, urządzenia, etc.” a nie o niekłamanie i podważanie własnych hipotez tak jak ja twierdzę powołując się na cytaty.*
    Szybko i pewnie, bez długich i nudnych flejmów
    .
    Akurat o labach, żmudnych obliczeniach (za Milikanem), zespołach badawczych (psychologia), pieniądzach (kolega od astronomii), urządzeniach przecież twierdzi coś odwrotnego, że to za mało na naukę, ale to szczegół.

    *

    „Pierwsza zasada brzmi, że nie wolno wam oszukiwać siebie samych – a osobą, którą najłatwiej wam będzie oszukać, jesteście właśnie wy sami”

    Zasadę tę można ująć następująco: jeżeli stworzyliście jakąś teorię i chcecie ją opublikować, powinniście przedstawić ją jak najwszechstronniej, a nie dobierać wyniki w ten sposób, żeby wyglądała korzystnie.

    1. fronesis pisze:

      @mdh
      No dobrze zabawa w cytaty, długie bez wyrywania z kontekstu:

      „Znam też przykłady na to, że niektóre dyscypliny nauki zwyczajnie nie mają ochoty
      przestrzegać zasad naukowych. Kiedy byłem w Cornell, miałem dużo znajomych na wydziale
      psychologii. Pewna studentka chciała przeprowadzić następujący eksperyment: ktoś inny stwierdził, że w warunkach X szczury wykonują czynność A. Studentka chciała sprawdzić, czy po zmianie warunków na Y szczury wciąż będą wykonywały czynność A. Jej pomysł był taki, żeby
      przeprowadzić eksperyment w warunkach Y i zobaczyć, czy szczury wciąż zrobią A.
      Wytłumaczyłem jej, że konieczne jest, aby w swoim laboratorium powtórzyła eksperyment
      tej innej osoby w warunkach X i dopiero, kiedy faktycznie uzyska czynność A, może zmienić
      warunki na Y i zobaczyć, czy A się zmieni. Wtedy miałaby pewność, że rzeczywista różnica jest w
      jej eksperymencie czynnikiem kontrolowanym. Była zachwycona tym nowym dla niej pomysłem i poszła z nim do swojego profesora. Profesor nie zgodził się: eksperyment został już przeprowadzony i nie ma sensu tracić czasu na jego powtarzanie. Było to mniej więcej w 1947 roku i zdaje się, że ogólnie przyjęta polityka była taka, żeby nie powtarzać eksperymentów psychologicznych, a tylko zmieniać warunki.”

      I jeszcze jeden:

      „Dzisiaj istnieje pewne niebezpieczeństwo, że takie rzeczy będą się zdarzały nawet w fizyce.
      Przeżyłem szok, kiedy się dowiedziałem o eksperymencie przeprowadzonym w wielkim przyspieszaczu – National Accelerator Laboratory, z użyciem ciężkiego wodoru. Aby porównać
      swoje wyniki z wynikami uzyskanymi dla lekkiego wodoru, doświadczalnik użył danych z cudzego
      eksperymentu, który został przeprowadzony na innej aparaturze. Kiedy spytano go, dlaczego tak
      zrobił, powiedział, że zlecony mu program dawał niewiele czasu, aparatura jest droga, a i tak nie
      uzyskałby żadnych nowych wyników. Szefom programów badawczych w NAL tak bardzo zależy
      na nowych wynikach, – bo wtedy mają się, czym pochwalić władzom i dostają więcej pieniędzy, –
      że prawdopodobnie tracą na wartości same doświadczenia, a przecież o to w tym wszystkim chodzi.
      Doświadczalnicy często mają tak mało czasu, że trudno jest im spełnić wymogi rzetelności
      naukowej.”

      Nadal Feynman nie mówi o doświadczeniach i laboratoriach jako „jądrze” nauki?

  6. mdh pisze:

    Napisałeś „Wywiady takie jak ten sugerują, że nauka to “poglądy” i “teorie” a nie laboratoria, żmudne obliczenia, zespoły badawcze, pieniądze, urządzenia, etc.”
    Podałeś cytaty w których, owszem Feynman mówi o doświadczeniach i laboratoriach jako “jądrze”. Tyle, że w tym przypadku to jest jądro nauki jako kultu cargo (jeśli jeszcze nie zauważyłeś ).

    Zatem jeszcze raz się pytam. Czy nauka to laboratoria, żmudne obliczenia, zespoły badawcze, pieniądze, urządzenia, etc? Czy przede wszystkim uczciwość i rzetelność? Przecież w zacytowanych przez Ciebie przykładach i zespoły i żmudne obliczenia itd. są, a jednak naukowy charakter tych badań jest mocno wątpliwy.

    Rety, przecież tymi cytatami tylko potwierdziłeś moje stanowisko.

  7. fronesis pisze:

    @mdh
    Błędy w doświadczeniach/lub ich brak świadczą o byciu „cargo”. Feynman w tym tekście to ten sam chłopak, który naprawia radia i otwiera sejfy jeśłi tego nie zauważyłeś. Przecież w drugim cytacie poleganie na cudzym wyniku, bez jego powtórzenia we własnym laboratorium jest przykładem pseudonauki.

    1. ramone.alcin pisze:

      „Przecież w drugim cytacie poleganie na cudzym wyniku, bez jego powtórzenia we własnym laboratorium jest przykładem pseudonauki.”

      To mamy problem z doswiadczeniami CERN-u, prawda?

  8. Inzmru pisze:

    Jeszcze raz, bo coś nie mogę skomciać…

    Tej, MDH, a czytałeś ostatnie zdanie z tej notki?

    1. mdh pisze:

      Tak, ale to zdanie niczego nie prostuje. Jako, że Fronesis najpierw napisał o labie i powiedzmy społecznym charakterze nauki. A potem tylko o sprzęcie. Znikając najważniejszą cześć. Przecież my flejmujemy od lat i znamy swoje punkty widzenia. Jako, że ów społeczny charakter nauki jest oczkiem w głowie Fronesisa, to jestem na takie szczegóły wyczulony po dwakroć n-kroć.

  9. mdh pisze:

    @Fronesies
    Zacznijmy od drugiego cytatu. Poleganie na cudzym wyniku, bez powtórzenia we własnym labie nie jest przykładem pseudonauki, ba cały czas się to robi. Kluczem jest co innego, widzisz, tu chodzi o to, że doświadczalnik użył danych z cudzego eksperymentu, który został przeprowadzony na innej aparaturze. Zatem porównując wyniki porównuje też jednocześnie maszyny, co oznacza, że wynik nie będzie bezwartościowy. Ale, i na tym polega kult cargo w nauce, sam fakt nazwania tego doświadczeniem ma legitymizować wynik. Nie chodzi więc o przeprowadzenie eksperymentu a odbycie rytuału.

    W pierwszym przypadku idzie to jeszcze dalej. Eksperyment jako rytuał przysłania, nawet nie tyle błędy co w ogóle wadliwą konstrukcję doświadczenia.

    Istotą kultu cargo w nauce jest właśnie wykorzystanie tych elementów o których pisałeś (labów, obliczeń, zespołów , pieniądzy, urządzeń, etc) jako elementów rytuału, który ma sprawić, że wyląduje samolot pojawi się nauka.
    Rozumiesz już więc dlaczego Feynman upiera się przy niekłamaniu i podważaniu hipotez?

    (Też: nigdy nie pracowałeś dłużej w labie, prawda? Bo ten drugi problem wychwyciłbyś od razu gdybyś miał doświadczenie.)

  10. fan-terlika pisze:

    Przy okazji Batemana, dziś taki news na sciencedaily http://www.sciencedaily.com/releases/2012/08/120828163036.htm
    Jak się gimnastykują, żeby spróbować wytłumaczyć… „One explanation could be that caring for the kids just doesn’t cost the male snails much”

  11. Ezechiel pisze:

    Nie lubię tej metafory Feynmana, bo jest za słabo określona. Każdy podkłada pod nią co mu pasuje.

    Podobnie jak Fronesis uważam, że „laby, obliczenia, procedury” to właśnie narzędzia weryfikacji hipotez. Nie gwarantują one braku mambo-dżambo, ale zmniejszają szanse jego wystąpienia.

    „Czy przede wszystkim uczciwość i rzetelność?”

    Na Strukturach wiedzy była fajna notka o tym, że procedury i napierdalanka artykułami są niezłymi środkami wprowadzania tej uczciwości i rzetelności.

    IMHO mówicie o tym samym. Nie ma rzetelności bez procedur i vice versa. Jedno bez drugiego nie działa.

    „Przecież w drugim cytacie poleganie na cudzym wyniku, bez jego powtórzenia we własnym laboratorium jest przykładem pseudonauki.”

    Feynmann miał łatwo, bo jądrówka jest dość precyzyjna sprzętowo. W fizyce materiałów jest jeszcze zabawniej. Z jednej strony masz wymogi obiegu naukowego (otwartość danych i procedur, opisywanie wszystkiego). Z drugiej masz rygor przemysłowo-patentowy (zatajamy istotne szczegóły eksperymentu). W efekcie dużo jest odkrywania koła. #Corobićjakżyć

    „Poleganie na cudzym wyniku, bez powtórzenia we własnym labie nie jest przykładem pseudonauki, ba cały czas się to robi. Kluczem jest co innego, widzisz, tu chodzi o to, że doświadczalnik użył danych z cudzego eksperymentu, który został przeprowadzony na innej aparaturze.”

    Czasami nie ma lepszych. Czasami nie ma szans powtórzyć. To oczywiście osłabia wyniki eksperymentu, ale ich nie neguje. To jest całe continuum.

  12. mdh pisze:

    @Ezechiel
    Metafora jest wystarczająco czytelna. To, że czasami problematyczne jest zrekonstruowanie stanowiska Feynmana, to problem czytelników, a nie autora.

    To o czym napisał można wyrazić zgrabnym cytatem z Clarke’a „We can design a system that’s proof against accident and stupidity; but we can’t design one that’s proof against deliberate malice…”. Feynman, wygłaszając swój wykład na Caltechu, dedykował go raczej świeżemu narybkowi sugerując, że nauka opiera się na całkowicie indywidualnej podstawie. Że to ona jest pierwsza i jest fundamentem uprawiania nauki, bo nie da się zaprojektować systemu chroniącego przed złą wolą. Zatem laboratoria, zespoły badawcze, fund rajzingi są tylko wtórne. Gdyby ktoś miał wątpliwości, to zawsze może zajrzeć do jakiejś historii nauki, zamiast wikłać się w jajko-kurowe dywagacje. Poza tym, użycie tego w kontekście tekstu publicystycznego (sic!), o humanistycznych ekskursjach jest co najmniej nierozsądne.

    W przypadku z inna maszyną Feynmanowi chodziło o sprawę fundamentalną ceteris paribus. To tak jakby robić doświadczenie ze spadkiem swobodnym. W pierwszym gdy używamy żelaznych odważników posłużyć się stoperem z oscylatorem kwarcowym. W drugim z ołowianymi odważnikami stoperem z oscylatorem mechanicznym, który na dodatek się przycina i im dłużej chodzi tym bardziej zwalnia (ale o tym nie wiemy), a następnie porównać wyniki. To nie jest continuum, taka praca jest nic nie warta.

    1. fronesis pisze:

      @mdh
      Jestem teraz zapracowany i nie mam czasu na „biblijne” przerzucanie się cytatami. Wolę dyskusję która dąży nie do pokonania przeciwnika ale coś co daje zysk poznawczy. Czuję pewną asymetrię ja znam filozofów nauki (większość klasycznych tekstów była obowiązkowa na naukowo zorientowanej filozofii poznańskiej) Ty prawdopodobnie nie czytujesz książek z zakresu społecznych studiów nad nauką. Oczywiście nie musisz, to nie obowiązek. Chciałbym Ci zaproponować mały „układ” zalinkuje teraz dobry tekst Latoura http://avant.edu.pl/wp-content/uploads/T2012-wizualizacja-i-poznanie.pdf,
      jest i po polsku i za darmo, byłoby mi bardzo miło gdybyś się do nie go odniósł. Co więcej gdybyśmy zrobili rozmowę/dyskusję na temat tego tekstu moglibyśmy to zredagować i gdzieś powiesić. Przy założeniu dobrej woli obu stron a nie próbie wygrania „złotych gaci” to mogłoby by c ciekawe. Pozdrawiam.
      p.s. ten tekst Latoura jest z 1983 roku czyli nie jest żadna nowinką.

      1. mdh pisze:

        Dobrze wiesz, że tak to nie działa w Internecie. Takie rzeczy można przedyskutować na seminarium, konferencji, czy ostatecznie pisząc coś do opublikowania. Powód jest prosty, napisanie czegoś nie zajmuje 1 min 50 sek. Więc musi być z tego jakiś pożytek.
        Zaś dyskusja, każda jest pożyteczna. Łatwo można się wtedy przekonać, czy żywione poglądy są czymś więcej niż niezborna stertą formułek.

  13. Ezechiel pisze:

    @ mdh

    „To tak jakby robić doświadczenie ze spadkiem swobodnym. W pierwszym gdy używamy żelaznych odważników posłużyć się stoperem z oscylatorem kwarcowym. W drugim z ołowianymi odważnikami stoperem z oscylatorem mechanicznym, który na dodatek się przycina i im dłużej chodzi tym bardziej zwalnia (ale o tym nie wiemy), a następnie porównać wyniki. To nie jest continuum, taka praca jest nic nie warta.”

    W idealnym świecie Feynmannowskim – może. W naszym CRU, BEST i CERN jakoś zszywają dane z różnych metodologii i próbują coś wnioskować na podstawie tych modeli. W kilmatologii, nowych materiałach i kilku innych złożonych dziedzinach czasami nie ma lepszych źródeł.

    1. fronesis pisze:

      @Ezechiel
      krótko, zgoda, że metafora Feynmana jest rozmyta a i on ma swoje „za uszami” ja wrzuciłem go taktycznie, trochę na zasadzie Sokala, takie „straszenie fizykiem”. Wole innych bardziej precyzyjnych autorów.Przy okazji w Twoim ostatnim wpisie widać, dlaczego filozofowie nauki tak lubią fizyków (i to niektórych) i z nich robią sobie model nauki w całości.

Dodaj komentarz