Zakaz przyjemności

dnia

Pandemia ujawniła mechanizm, na którym zasadza się jedna z osi władzy w naszym, polskim społeczeństwie – władza poprzez panowanie nad przyjemnością, zakazywanie jej, czynienie przyjemności podejrzaną, wstydliwą. Dozwoloną jedynie na bardzo specyficznych warunkach. Nazwijmy ten mechanizm katolicko-kapitalistycznym. Gdyż to właśnie fuzja lokalnej wersji katolicyzmu z neoliberalno-folwarcznym kapitalizmem opiera się na „Lustverbot” – zakazie przyjemności.

W wersji katolickiej mamy długą tradycję zakazu przyjemności. Ta obsesja lękająca się (kobiecej) przyjemności (seksualnej) jest stara jak biblijna Genesis, związująca początek świata z pokazem mizoginicznego sadyzmu: Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci, ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą. (Księga Rodzaju 3,16 (tłum. ks. Czesław Jakubiec, Biblia Tysiąclecia). Wyciągnięty w czasie pandemii projekt Kai Godek, które do funkcjonującego właściwie w praktyce w Polsce zakazu aborcji dokłada kolejne obostrzenia i usuwa z ustawy z 7 stycznia 1993 roku „o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży” jedną z przesłanek do legalnej aborcji: „gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu”. Tego samego dnia Sejm będzie obradował też nad projektem zmiany kodeksu karnego zakładający więzienie za propagowanie podejmowania przez małoletniego obcowania płciowego czyli w praktyce chodzi o karanie za edukację seksualną. Przyjemność jaką jest seks musi być regulowana, zakazana, a jeśli już do niej dojdzie „ukarana” ciążą i bolesnym porodem. Przyjemność jest podejrzana, mroczna i występna. Można jej doświadczać tylko za cenę poczucia winy. Ciasteczko podkradzione z szafki, już od najmłodszych lat wymagało spirali usprawiedliwień i wyrzutów sumienia. Masturbacja uruchamiała otchłanie samo-potępienia, tak chętnie wysłuchiwanego w konfesjonale. Przyjemność bez poczucia winy to przestępstwo przestępstw. 

W wersji folwarcznego neolibu zakaz przyjemności przybiera postać kultu zapierdolu. Ta folwarczna mutacja protestanckiej zasady kapitalistycznego rygoryzmu staje się koszmarną karykaturą. I tak jak w protestanckim kapitalistycznym ideale, to kapitalista miał powściągać przyjemność aby odroczone libidalne inwestycje spieniężyć w mamonie, tak w folwarcznym neolibie, zakaz przyjemności jest sadystycznym smarem układów pracowniczych (nie tylko zresztą w Polsce). Tak, to nic nowego – kapitalizm od swych początków tępił „próżniaków”, włóczęgów – osoby wyłamujące się z maszynerii kapitalistycznego libido. Wolno Ci jedynie pożądać, odczuwać przyjemność w dozwolonych ramach – możesz kupować i konsumować. Przyjemność na którą nie „zapier….łeś”, czy za którą nie zapłacisz to przestępstwo przestępstw.

Pandemia to nie czas na przyjemności. Czekaj na apokalipsę i cierp. Nie czas na spacer czy rzucanie psu patyków.

Przyjemność w czasie pandemii jest ściśle reglamentowana. Możesz iść do kościoła i rozważać Mękę Pańską. Możesz iść do sklepu i oddać się konsumpcji, choć ta też bywa poddana policyjnej kontroli. Oraz oczywiście może iść „za…..ć” do  magazynu Amazona, na budowę deweloperskiego osiedla.

Nie możesz iść pobiegać, pospacerować po lesie, parku na rzeką. To przyjemność zbyt niewinna. Katolickie zarządzanie libidem tak naostrzone gdy przychodzi do zwalczania masturbacji nie ma wypracowanych narzędzi stygmatyzowania bezbożnych leśnych spacerowiczów. Także kapitalistyczne zarządzanie libidem, które jeszcze przed chwilą tak świetnie żerowało na naszym uzależnieniu od endorfin i dopaminy nie ma wiele pożytku ze spaceru czy przebieżki.

„Lustverbot” kwitnie w całej okazałości – policja gorliwe ściga rowerzystów, spacerowiczów. Jego symbolem są smutne biało-czerwone taśmy zamykają dostęp do lasów, parków, zieleni.

Pandemia wymaga solidarności, poświęceń, wyrzeczeń. Jest okresem dziwnym, pełnym stresu, uciążliwych zakazów, lęku przed chorobą i przyszłością. Zasadą podstawową aby uniknąć zarażenia jest utrzymywanie przestrzennego, fizycznego dystansu od innych osób. Notka w żaden sposób nie namawia do nieprzestrzegania zasad bezpieczeństwa, swojego i innych. #Zostańwdomu, #utrzymuj dystans to proste i ważne zasady.

Tyle tylko, że jak zrozumiałe jest aby nie tłoczyć się na plaży miejskiej, bulwarach nad Wisłą w Warszawie to puste bezludne lasy, które otaczają wiele miast, miasteczek i wsi stają się niezrozumiałym ekscesem władzy. Spacery, rower, przebieżka są zagrożone ukaraniem nie tylko mandatami ale wyjątkowo wysokimi karami administracyjnymi. Obsesja władzy wobec zakazu wchodzenia do lasów, mało ma wspólnego z naukowym uzasadnieniem. Samotny spacer w lesie jest wręcz zdrowotnie wskazany. Podobnie samotne bieganie czy jazda rowerem, choć wymaga zachowania dodatkowych rygorów związanych z zachowaniem odległości.

Równocześnie wyjątkowa niejasność reguł gry, ich uznaniowość powoduje, że zakaz te wydają się skonstruowane tylko po to, żeby dzięki niepewności, niejasności pozwalać na samowolę funkcjonariuszy:

Panowanie oznacza zatem utrzymywanie przeciwników w niepewności. Władza w biurokracji oznacza tyle, że rządzącego nie można wstawić do równania jako wielkość znaną. (link)

Korzystając z tego władza unieruchamiając wszystkich – sama urządza bezwstydny pokaz własnej mobilności.

Drobne przyjemności afirmujące życie, przebieżka w budzącym się do życia wiosennym parku, spacer w lesie wśród śpiewu ptaków to obraza majestatu władzy. W neolibskim katofolwarku dozwolony jest jedynie kult   śmierci

 

5 Komentarzy Dodaj własny

  1. telemach pisze:

    „folwarczny neolib” jest niebywale trafnym terminem precyzyjnie określającym bękarta powstałego z mariażu przedoświeceniowej mentalności poddanego z zauroczeniem neolibu w wydaniu najbardziej wulgarnym.
    Opatentuj.

  2. telemach pisze:

    korekta: „neolibem” ofkors.

  3. belaburyl pisze:

    Tylko patrzeć, jak policja w Polsce zacznie kontrolować zawartość toreb z zakupami (info od korespondenta Polsatu: jego sąsiad zapłacił duży mandat za to, że kupił sobie papierosy i paczkę czipsów zamiast czegoś „pierwszej potrzeby” – a miało to miejsce w laickiej Francji, a może w Hiszpanii pod rządami socjalistów).
    Przy okazji pozdrowienia dla Telemacha.

    1. fronesis pisze:

      Pewnie różnie w różnych krajach. W kartezjańskiej Francji dają godzine dziennie na bieganie (ale albo rano albo wieczorem). Nie wiem czy to lepiej niż niejasne reguły w Polsce. Może gorzej. Moja krytyka „kato-” ma celu wskazanie pewnej generalnej zasady. Pewnie da się ją wyartykułować inaczej. Z mojej bardzo pobieżnej obserwacji Włoch – tam katolicyzm chyba inaczej rozgrywa kwestię przyjemności.

  4. belaburyl pisze:

    Na pewno coś w tym jest. Będę kibicować dalszym rozważaniom w tym kierunku.

Dodaj komentarz